Land Rover Discovery Sport

Opublikowano

Made in England
Jeśli chcecie za kierownicą odciąć się od problemów, spojrzeć na świat nieco z góry i poczuć to, co Brytyjczycy pięknie nazywają Splendid Isolation, dobry do tego celu będzie najnowszy Land Rover Discovery Sport.

Mój samochód to moja twierdza – tę zasadę zastosowali Brytyjczycy projektując kilka lat temu Range Rovera Evoque. Mocna, masywna sylwetka z małymi oknami, którą możemy kojarzyć z pojazdem sędziego Dredda albo wozami pancernymi do rozpędzania demonstracji w Belfaście, trafiła w gusta klientów. Podobnie lecz odrobinę lżej rysowany jest najnowszy Land Rover Discovery Sport.
Tę dwutonową twierdzę na kołach napędza dwulitrowy benzynowy silnik z turbodoładowaniem, o mocy 240 KM połączony z automatyczną skrzynią i zaawansowanym układem rozdziału napędu. Pracuje on wręcz platynowo, zwłaszcza jak na 4-cylindrówkę i tak jak w przypadku Range Rovera, czymś wręcz nieodpowiednim wydawałby się diesel. Auto można też zamówić z napędem na 2 koła, ale podobnie jak w przypadku diesla: kupić Land Rovera bez 4×4? Jak przystało na najnowszą generację SUV-ów oferowanych w Europie, niestety nie można mieć nic większego niż jednotki czterocylindrowe.
Mocnym punktem Discovery Sport jest wnętrze. Jest jak dobrze urządzony dom: nie chce się z niego wychodzić. Cechują je bardzo dobre materiały i szlachetny minimalizm wystroju. Do sterowania przekładnią automatyczną służy pokrętło, które wysuwa się z konsoli środkowej po uruchomieniu silnika, a łączność z systemami wozu łatwo osiągnąć przez ekran dotykowy. Wóz dysponuje ogromnym bagażnikiem, który pod podłogą ukrywa dodatkowe dwa siedzenia. Discovery Sport jako pierwszy w klasie ma maskę lekko wybrzuszoną airbagiem służącym ochronie pieszego, w razie potrącenia. Tak jak w przypadku Škody Yeti, Land Rovera można pochwalić za świetne prowadzenie, ale zganić za nieco zbyt twarde pokonywanie dużych nierówności. Kto choć raz jechał pierwszym Discovery czy klasycznym Range Roverem wie, co Anglicy potrafili osiągnąć w dziedzinie komfortu. Przyjemnie natomiast dobrano siły wspomagań: nie jest za lekko – Land Rover nie sprawia wrażenia, jakbyśmy grali w grę komputerową zamiast prowadzenia prawdziwego auta.
Dzięki naprawdę ciekawym rozwiązaniom i nucie rozpoznawalnego brytyjskiego stylu obstawiamy, że za 30 lat ten samochód może znaleźć się na łamach Classicauto jako klasyk. O ile dotrwa – samochód oczywiście!

Artykuł w Classicauto nr 107 (07/2015)
tekst i zdjęcia: Wojciech Jurecki