Mercedes S500 Hybrid

Opublikowano

Przepływ energii

Dla wielu hybrydy wciąż są na rynku czymś niezwykłym, szczególnie wśród dużych limuzyn. Tymczasem Mercedes poszedł o krok dalej i zaoferował odmianę plug-in, której potężne akumulatory możemy doładować z gniazdka.

Pojęcie komfortu bardzo się zdewaluowało, przeładowane elektroniką i gadżetami samochody udają coś, czym nie są i nigdy nie będą. Klasa S ma na pokładzie wszystko to, co oferuje konkurencja, ale ma też pewne cechy, które są mniej oczywiste. Komfort jazdy nie jest pojęciem względnym, on po prostu jest, albo go nie ma. We flagowym Mercedesie jest go pod dostatkiem. Zawieszenie tłumi nierówności książkowo, nie oferuje kierowcy sportowych doznań, takich jak nowa seria 7 BMW czy Audi A8, ale jest wystarczająco pewne. Delikatne przechyły nadwozia sprawiają przyjemność, taką samą jak kładące się na zakrętach, ale nieprawdopodobnie stabilne W116 czy W126. One też dawały tę specyficzną radość z jazdy olbrzymią limuzyną, pozwalającą na więcej niż mogłoby się wydawać. „Samochód dla kierowcy” to wcale nie koniecznie coś sportowego, twardego i zwinnego. Ale klasa S jest w równym stopniu autem dla pasażerów, szczególnie tylnej kanapy. Hybrydowa odmiana S500e jest oferowana jedynie w dłuższej wersji, więc z miejscem z tyłu nie ma problemu. Pasażerowie docenią też niezwykły poziom wyciszenia tego auta. 3-litrowe V6 o mocy 333 KM w połączeniu z silnikiem elektrycznym o mocy 116 KM pozwala przyspieszać bez żadnego wysiłku i oba napędy pracują w perfekcyjnej symbiozie. Dla pasażerów, ale nawet i dla kierowcy moment włączania się silnika spalinowego jest w zasadzie nieodczuwalny. Gdy akumulatory są w pełni naładowane, pozwalają zaoszczędzić sporo paliwa, szczególnie w mieście. Nie używający klasy S do sprintów spod każdych świateł, będą w stanie zejść do 8-9 l na setkę w mieście, co jest dobrym wynikiem jak na ponad dwutonową limuzynę, chociaż nie tak dobrym jak obiecuje producent. Jednak S500e ma dwa problemy. Pierwszym z nich jest niemalże zupełny brak stacji ładowania w polskich miastach i kolejki jakie już teraz tworzą się do takich stacji na zachodzie Europy. Drugim jest „zwykłe” S500, wcale nie paliwożerne, szczególnie poza miastem i ze wspaniałą V8-ką pod maską.

Artykuł w Classicauto 114 (03/2016)

Tekst i zdjęcia: Rafał Andrzejewski