Nie tylko Złoty Pociąg…

Dolny Śląsk to nie tylko Złoty Pociąg. To hitlerowskie latające spodki, bomby atomowe itp. a także dziesiątki legend i prawdziwych historii o odnalezieniu niesamowitych samochodów. Mija prawie rok, jak w Wałbrzychu pojawił się ZŁOTY POCIĄG. Teraz, gdy na słynnym 65. kilometrze trwają prace eksploracyjne przypominamy artykuł, który opublikowaliśmy w CA nr 109 [10/2015].

IMG_5302aaa

Żyjemy jak na bombie – legendarny niemiecki „złoty pociąg” odnaleziony w Wałbrzychu! Ale tylko prawie odnaleziony. Podczas gdy atmosfera sensacji staje się coraz gorętsza, a pociągu ciągle nie widać, przyjrzymy się innym skarbom Dolnego Śląska – najciekawszym odnalezionym tam zabytkowym samochodom.

News o odnalezieniu legendarnego, ukrytego przez Niemców pod koniec wojny „złotego pociągu” był jak wybuch wulkanu na Pogórzu Kaczawskim. I wstrząsnął nie tylko Wałbrzychem, gdzie ów ma się znajdować. Nie tylko Dolnym Śląskiem ale całym światem! W chwili, gdy oddawaliśmy ten numer do druku, pociągu było ani widu, ani słychu, za to medialnych drgawek pod dostatkiem. I trudno się dziwić. Piękny Dolny Śląsk to ciągle kraina ukrytych skarbów z czasów wojny. Kto choć raz miał okazję tam być, na pewno przesiąkł wszechobecną atmosferą tajemniczości.

Tuż po wojnie, gdy Dolny Śląsk włączono do Polski, Niemcy się wyprowadzali, Armia Czerwona grabiła na potęgę, a krainę zasiedlali pierwsi Polacy, pożądanym dobrem był samochód. Uruchamiano wszystko, co nadawało się do jazdy i miało hamulec choć na jedno koło. Wiele z nich opuściło te ziemie, ale wiele zostało po stodołach i szopach. Takie ukryte lub zapomniane przed laty auta to dla nas największe gratki. Dlatego nawiązując do medialnej gorączki „złotego pociągu”, zebrałem dla was najciekawsze historyjki o samochodowych skarbach Dolnego Śląska.

Z racji naszej pracy i kontaktów jesteśmy w posiadaniu wielu informacji o odnalezionych w tym regionie, ciekawych samochodach. Kolekcjonerzy i poszukiwacze wiedzą o nich najwięcej. Zazwyczaj im więcej wiedzą, tym mniej mówią. Nieraz te historie są kompletne i mogą zostać opublikowane – tak było z Chevroletem z Mokotowskiej. Ale są też takie, które jeszcze muszą poczekać. Postanowiliśmy jednak uchylić rąbka tajemnicy, choć w wielu przypadkach nie możemy podać bliższych informacji. Tym artykułem chciałbym przedstawić przede wszystkim fascynującą dramaturgię i klimat wydarzeń, nie ma on natomiast pretensji do miana „poważnego opracowania naukowego”.

Tylko dla porządku zacznę od pojazdów stricte wojskowych: jeszcze wiele lat po wojnie na Dolnym Śląsku w stodołach i lasach odkrywano wojskowe motocykle, samochody czy pojazdy pancerne. W jednym z pierwszych numerów „Odkrywcy” nieodżałowany Wojtek Stojak tropił zatopioną w bagnie niemiecką ciężarówkę. Byłaby wspaniałym znaleziskiem niezależnie od tego, czy wiozła zwykłe granaty, czy też zrabowane złoto. Bodaj najbardziej działa na wyobraźnię legenda ogromnej skrytki z kosztownościami i dziełami sztuki, zwanej szczeliną jeleniogórską. Ci, co twierdzą, że tam byli, widzieli na miejscu sporo wojskowych ciężarówek. Stałą częścią takich opowieści jest to, że w wojskowym Oplu Blitz, wiozącym bursztynową komnatę lub nazistowską bombę atomową, obowiązkowo muszą znajdować się zasuszeni esesmani. Znając te wszystkie historie aż dziw bierze, że żaden z horrorów klasy B o nazistach-zombie, w typie „Outpost” czy norweskiego „Zombie SS”, nie powstał tutaj, na Dolnym Śląsku…

Przejdźmy do bardziej interesujących nas aut osobowych. Historia bywa o wiele ciekawsza i cenniejsza niż sam samochód. Choć oczywiste jest, że najbardziej rozpalają emocje te naprawdę egzotyczne wozy. A było ich co niemiara. Na Dolnym Śląsku rozpoczyna się powojenne życie jednej ze znalezionych w Polsce Srebrnych Strzał Mercedesa, o których pisał Tomek Szczerbicki w Classicauto nr 43 (4/2010). We Wrocławiu, na nieistniejącej dziś posesji przy ul. Powstańców Śląskich, pewien mechanik i zawodnik motocyklowy znalazł w szopie wyścigowego Mercedesa W125 i legalnie przejął na własność, zgodnie z obowiązującymi przepisami o mieniu poniemieckim. Rodzina nazywała go krokodylem i po skombinowaniu opon od ciężarówki wielokrotnie upalała 600-konnego Mercedesa na autostradzie A4. Potem przyszli smutni panowie i złożyli propozycję nie do odrzucenia…

Z garażu podziemnego pod jedną z zawalonych podczas oblężenia Wrocławia kamienic żołnierze radzieccy wyciągnęli tuż po wojnie Bugatti, prawdopodobnie model T35. Przez następne 10 lat przebywało ono w Karpaczu, skąd trafiło do kolekcji – jakże by inaczej, Tadeusza Tabenckiego. Obie powyższe historie wymagają jeszcze sporo pracy i wyjaśnień, dlatego póki co przedstawiam je w takiej „tajemniczej” wersji.

Mimo że największe perły motoryzacji wybrano z Dolnego Śląska już lata temu, kraina tajemnic do dziś wydaje skarby. Czasem są to naprawdę niesamowite samochody.

Na początku lat 90., gdy Polacy masowo sprowadzali auta z Zachodu, pozbywając się starych, częste były akcje dilerów samochodowych „oddaj staruszka na złom, a dostaniesz zniżkę na zakup nowego auta”. Swój żywot straciło wtedy większość Syren, Zaporożców i Trabantów. Ale zdarzały się i prawdziwe zabytki. Niemałe musiało być zdziwienie właściciela wrocławskiego skupu złomu przy ul. Ceglanej, gdy w celu uzyskania kwitu o zezłomowaniu i zakupu Fiata Cinquecento pewien pan przyprowadził… wojennego Volkswagena Typ 82 Kübelwagen. Pan Andrzej, który wypatrzył to auto na złomie, odkupił je i ma do dziś, mówi, że „Kübel” był mu znany od wielu lat – parkował przy remizie strażackiej w Borku Strzelińskim. Według informacji przekazanych przez wcześniejszych właścicieli może to być jeden z łazików, którymi poruszał się Hans Kloss w „Stawce większej niż życie”. Niesamowite, że uchował się tak przez prawie 50 lat!

Podczas wielkiej powodzi w 1997 roku woda niemal wymyła z piwnicy kamienicy w Lubaniu Sokoła 200. Dziś znajduje się on w muzeum w Szczecinie – to jeden z dwóch istniejących, kompletnych motocykli tego typu.

Czas na najsłynniejszy z poniemieckich, zachowanych do dziś samochodów. Ma zachowane tablice rejestracyjne z dawnego woj. jeleniogórskiego, a także fabryczny lakier i wszystkie detale wyposażenia. Wygląda tak autentycznie, że odruchowo spodziewacie się zobaczyć w nim zmumifikowanego niemieckiego generała z opowieści o zaginionych konwojach. To Horch 830 z nadwoziem dwudrzwiowy kabriolet z 1938 roku z kolekcji Muzeum Motoryzacji w Otrębusach. „Wypłynął” nie tak dawno, bo na początku XXI wieku. Zbigniew Mikiciuk kupił go w 2000 roku w dzielnicy Gdańska powszechnie uznanej za zakazaną, od handlarza, który przywiózł go z Dolnego Śląska. Pokaźną sumę pieniędzy, którą musiał szybko zorganizować od znajomych, wręczył sprzedającemu klasycznie – w reklamówce. A gdy przyszło odjeżdżać, minął się w bramie kamienicy z Niemcem, który naprawdę i bez kitów „już jechał z lawetą” i właśnie zajechał. Horchowi udało się pozostać w Polsce, ale ile było takich aut, które zniknęły z naszego kraju? Temat tego samochodu nadaje się na oddzielną opowieść, na pewno do niej wrócimy.

IMG_9585aaa

Ciekawe znaleziska, choć w niewielkich ilościach, wciąż się zdarzają. Od lat łowcy zabytkowego żelaza wiedzieli o aerodynamicznej Tatrze 87, malowniczo podpierającej konstrukcję szopy we wsi pod Jelenią Górą. Dwa lata temu wreszcie udało się ją odkupić – trafiła do kolekcji Muzeum Motoryzacji zamku Topacz.

20131105_105532aaa

W poniemieckiej stodole gdzieś w kotlinie kłodzkiej wciąż przebywa przedwojenny Mercedes 260 D – pierwszy model z silnikiem Diesla. Osadnik, który objął poniemieckie gospodarstwo po wojnie, przez dłuższy czas używał go do orania pola. Obecny właściciel nie ma zamiaru go sprzedać.

Ostatnie znalezisko, o którym napiszę, potwierdza, że w takich historiach nieraz sam samochód jest najmniej istotny. Tym, co tworzy dramaturgię, jest miejsce, czas i okoliczności. Nie dalej jak trzy lata temu (w 2016 roku to już cztery – przyp. red.) gdzieś na Dolnym Śląsku odnaleziono BMW Dixi z tablicami rejestracyjnymi „WH” (oznaczającymi, że auto służyło Wehrmachtowi). Od wojny stało ono w ukrytym, zamurowanym pomieszczeniu przylegającym do opuszczonego kościoła. Jak to możliwe, iż wcześniej nikt nie zauważył, że budynku jest „więcej na zewnątrz niż wewnątrz”? „Niemcy byli mistrzami maskowania i ukrywania rzeczy – mówi lokalny eksplorator i znawca tutejszych tajemnic, który widział to na własne oczy – budynek w którym ukryto Dixi, miał nieregularny kształt i bez pomiarów trudno się było zorientować, że zawiera niedostępne pomieszczenie. Dopiero po przyjrzeniu się można było stwierdzić, że jedna ściana była murowana nieco gorzej, w pośpiechu i z innej cegły. Dixi zachowało się w dobrym stanie”.

Znacie więcej takich opowieści? Napiszcie do nas! Piszcie na: redakcja@classicauto.pl

tekst: Wojciech Jurecki

zdjęcia: Wojciech Jurecki, Adam Kornafel

Dziękuję wszystkim, którzy zechcieli się podzielić ze mną historiami z Dolnego Śląska.

IMG_1615