VOLKSWAGEN GOLF GTI

Opublikowano

Z czerwonym paskiem

Świadectwo z czerwonym paskiem można dostać tylko, jeśli ocena ze sprawowania jest co najmniej odpowiednia. Pierwszy Volskwagen Golf GTI był rasowym łobuzem i dostał je „na zachętę”. 40 lat później, Golf GTI siódmej generacji stał się niemożliwym perfekcjonistą. 

Idea samochodu GTI była tak oczywista i trafiona, że świat oszalał na ich punkcie. Nowoczesną receptę na dużo szaleństwa za małe pieniądze zawdzięczamy Golfowi GTI pierwszej generacji. Scalenie nadwozia małego hatchbacka z dużym silnikiem, dechowatym zawieszeniem i okraszenie obowiązkowym dziś czerwonym paskiem oraz tapicerką w kratkę, stworzyło spójną całość oraz całkiem nową jakość. Od 40 lat naśladują ją wszyscy producenci aut klasy GTI. Naśladuje ją także… sam Volkswagen. Przesiadając się z Golfa I GTI do aktualnego – siódmej już generacji, można dostać pomieszania zmysłów. Ze spartańskiej kabiny zawierającej zasadniczo lewarek, kierownicę, dwa zegary i trzy przyciski, wskakuję do czegoś na kształt wnętrza mózgu robota. W pierwszym odruchu sięgam do kieszeni po taśmę izolacyjną, aby pozaklejać wszystkie przyciski i ekrany. Jednak tego nie robię, bo okazuje się, że można po prostu wsiąść i nim pojechać, bez godzinnego konfigurowania wozu. Nowy Golf GTI waży prawie dwa razy tyle co przodek, ma o 1/4 większy silnik dysponujący 2 razy większą mocą. Po ostatnim face liftingu rozwija 220 KM, a w wersji Performance nawet 230. Można go kupić w funkcjonalnej wersji 5-drzwiowej, która jest tak samo szybka jak 3-drzwiowa. Dostępna jest ręczna skrzynia 6-biegowa, co dziś nie jest takie oczywiste. Nowy Golf GTI sporo nauczył się od swojego przodka. Robi wszystko doskonale. Doskonale także łączy osiągi z wygodą i komfortem. W normalnej jeździe wydaje się, że nic w nim nie zostało z dawnego łobuza. To nie jest prawdziwe, hardkorowe GTI! Niemal jak pagony oficerowi, aż chce mu się oberwać z atrapy nieśmiertelny znaczek „GTI”. A jednak łobuz z niego wychodzi – tylko trzeba bardzo się postarać, żeby doprowadzić go do granicy możliwości. Dlatego dla pełni odczuć nie od rzeczy będzie posiadać w garażu zarówno nowego Golfa GTI, jak i wielkiego przodka sprzed 4 dekad.

Artykuł w Classicauto 123 (12/2016)

Tekst i zdjęcia: Wojciech Jurecki