PORSCHE PANAMERA

Opublikowano

Wspólne geny

Jest coś łączącego inżynierów niemieckich i czeskich, czy może bardziej wypadałoby napisać austro-węgierskich. To niezwykły poziom kultury technicznej oraz niczym nieograniczona wyobraźnia, które pozwalają im tworzyć nieprzeciętne auta.

Wyładniała, ma smuklejszą sylwetkę, a jej tył zyskał charakter. Panamera zmieniła się też w środku: jest bardziej ascetyczna, z konsoli środkowej zniknęła większość przycisków. Dotykowe ekrany pracują sprawnie, ale wymagają przyzwyczajenia. Jednak dzięki takiemu uporządkowaniu przestrzeni wokół kierowcy wnętrze stało się bardzo przejrzyste i eleganckie, dokładnie takie jak w Tatrze 603. I tak samo jak w czechosłowackiej limuzynie nie zapomniano o pasażerach tylnej kanapy. Jest tam dużo miejsca nawet dla wysokich osób, mimo że linia dachu sugeruje co innego. Zresztą siedząc na tylnej kanapie, można w ogóle nie odnotować tego, że jedzie się sportową limuzyną. Porsche potrafi być bardzo komfortowe, ciche i niezauważalnie zmieniać biegi. No właśnie, ale to Porsche! Na szczęście Panamera ma drugą osobowość. 440-konna V6 w połączeniu z napędem na cztery koła i ultraszybką skrzynią PDK po mistrzowsku wgniata w fotel, potrafi być brutalna i można jej zarzucić tylko jedno – nie jest niestety V8. Hydraulicznie wspomagany układ kierowniczy poprzednika postawił poprzeczkę wysoko, mimo to elektryczny układ w nowym modelu jest bardzo dobry. Przy zwykłej jeździe może nie daje tak dobrego czucia, ale spora w tym „zasługa” szerokiego ogumienia. Jednak gdy zbliża się do granic możliwości podwozia, a te są przesunięte obłędnie daleko, układ kierowniczy miło zaskakuje. Panamera potrafi być tak zwinna, że kierowca czuje się, jakby prowadził dużo mniejszy i lżejszy samochód. Dosyć łatwo jest na śliskiej nawierzchni wymusić nadsterowność, ale też bardzo łatwo daje się kontrolować uślizg tylnej osi. W Tatrze 603 nie było to takie proste, no ale przecież tam wisiał z tyłu chłodzony powietrzem silnik, zupełnie jak w… Porsche.

Tekst i zdjęcia: Rafał Andrzejewski

Artykuł w Classicauto 125 (02/2017)